Trenuje człowiek całą zimę. Brnie w śniegu po kolana. Drży w lodowatych podmuchach wiatru. Ślizga się po lodzie i wypatruje z utęsknieniem pierwszych wiosennych promieni słońca. W Sylwestra tuż po północy zamiast bawić się, tańczyć i biesiadować, siedzi człowiek w kącie z telefonem usiłując zapisać się na Nocny Półmaraton we Wrocławiu…
A potem nadchodzi TEN DZIEŃ! Dzień startu! Wyczekiwany! Wytęskniony! Kiedy planowaliśmy lecieć na maksa i w trupa, walcząc o wynik, życiówkę i dziką satysfakcję! I szlag trafia człowieka, kiedy wygląda za okno i widzi bezchmurne niebo, gorące słońce i niemal 35 stopni na termometrze!
No! Diabli wzięli nasze rewelacyjne wyniki i wymarzone tempo! Będziem człapać, walcząc o każdy metr! Trzymajta kciuki, bo służby medyczne już czyhają, by nam odebrać medal z krasnalami! A my się nie damy! Damy radę! Na czworakach, ale ukończymy i dopełzniemy na metę! Dla krasnali!