Bajkowa relacja Chyżej Ani z zawodów o romantycznej nazwie „Bieg do Herbacianego Domku”. Dzięki temu opisowi można się poczuć jak w niezwykłej krainie Fantazji. Szkoda, że nas tam nie było!
„Od zawsze powtarzałam, że nie lubię Warszawy. Ale jakoś w tym roku jestem już tu po raz 5! Musiałam odpuścić bieg w Kościanie, w którym Ala B. poleciała jak szalona! Brawo Ala!
A że nie potrafię usiedzieć na miejscu, wybrałam się na 10-kilometrowy Bieg do Herbacianego Domku do Parku Bródnowskiego. Przyjechałam za wcześnie, więc zrobiłam sobie spacer po parku. Czułam się jak Alicja w krainie czarów!
Alejki w parku są asfaltowe, trochę drzew, oczko wodne. I rzeźby. Przedziwne rzeźby. Nazwa biegu pochodzi od jednej z nich: Odwrócony Herbaciany Domek z Ekspresem do Kawy, czyli metalowy sześcian, w którym odbijają się okoliczne drzewa. Nieopodal kolejna rzeźba – w zasadzie jej nie ma, bo jest w domyśle autora i osób „oglądających”: zakopane w trzech miejscach w kształcie trójkąta rzeczy. Ozdobą parku jest niewątpliwie piękny złoty anioł, który wysoko nad ziemią pilnuje spacerowiczów. Jest też rzeźba jakiś wojowników – pomyślałam, że to może zawodnicy TS Regle! Jeden z nich to na pewno Dobek w 2026 r. Zapowiedział się, że właśnie wtedy będzie rzeźba! Na ziemi krótkie wiersze miłosne. Na stołach z szachownicą można pograć w kapsle.
A teraz o biegu: Odbywa się on cyklicznie co tydzień w środę, ale ze względu na 1 listopada został przeniesiony na niedzielę. Zapisy do biegu tuż przed, do zeszytu. Numer startowy – mój 13 – wybrałam sobie, a co! Tylko że fizycznego numeru nie ma, bo i po co! Pomiar czasu – ręczny. Depozyt – w aucie. Trasa oznakowana strzałkami Parkrun’u, który odbywa się tu co sobotę. Nie każdą strzałkę widać dobrze i można się zgubić krążąc po parku. Ale jakoś udało mi się biec za innymi i nie pomylić trasy na 4 pętlach o długości 2,5km. I nawet w jednym miejscu na asfalcie ktoś wyrył moje inicjały! Na mecie, która znajduje się „ o tu – obok tego drzewa” fotoreporter i sędzia mierzący czas w jednym, podaje rezultat. Ale gdyby ktoś zapomniał, to można podać czas z zegarka. Po biegu dla każdego niespodzianka – izotonik. Było też ciasto, ale nie mogłam zostać
Zaufanie, wspólne rozmowy – bo tam większość biegaczy się zna, ale nawet „nowicjusze” są ciepło przyjęci.
Organizacyjnie super. Klimat, atmosfera biegu – po prostu bajka! No cóż – przecież od początku czułam się jak w krainie czarów… A do tego wszystkiego najlepszy wynik od wszech czasów 48:54 i drugie miejsce open K, zaledwie 1 sekundę szybciej od miejsca 3-go…
Taka piosenka A. Dymszy mi chodzi po głowie… „Warszawa da się lubić…” „