Search
Search Menu

FELIETON GENERAŁA, CZYLI O BIEGANIU SŁÓW KILKA :)

Nasz reglowy Generał wciąż rozwija swą literacką pasję. Tym razem „popełnił” kolejny felieton pod tytułem „5 i 10 km hardkor czy lajcik?”. Czytajcie i komentujcie! Czym dla was jest piątka i dyszka? Biegacie w trupa i na maksa? Czy bawicie się tymi dystansami?

„5 i 10 km hardkor czy lajcik?”
W związku z tym, iż sezon na maratony powoli dobiega końca i co poniektórzy z nas ostatkiem sił zapisują się na krótsze biegi, ażeby po przepracowanym mocno sezonie jeszcze poprawić swoje wyniki, chciałbym dziś rzucić na tapetę bieganie 5 i 10 km.
Przez większość biegaczy wyczynowych wyżej wymienione dystanse są traktowane jako sprawdziany przygotowań do pół- i maratonów (czyli sprawdzenie swoich możliwości i usytuowanie swojego przygotowania w czasoprzestrzeni). Natomiast przez tę część biegaczy, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę ze ścieżkami biegowymi dystanse te są traktowane jako cele same w sobie. Niejednokrotnie później (jak ktoś złapie porządnego bakcyla) przekształcające się w cele pośrednie do osiągnięcia celu głównego (półmaratonu i dalej maratonu).
Chciałbym przede wszystkim przedyskutować tutaj sytuację związaną bardziej z tą drugą grupą. Niektórzy uważają, że dystanse te są bezpieczne dla grupy początkowej (niestety nie tłumacząc dlaczego). Nie do końca się z tą opinią zgadzam, ponieważ wszystko zależy od wielu czynników składających się na ten bieg np.:
Załóżmy hipotetycznie (choć podobne sytuacje możemy spotkać w rzeczywistości), że Pan X, który do tej pory prowadził bardzo, bardzo spokojny tryb życia – praca w większości siedząca, w domu oglądanie telewizji i gry na komputerze, dieta typowo obrotowa (gdzie się nie obróci to coś zeżre), i nagle zauważa że jego Szef lub znajomi prowadzą zgoła inny tryb życia i kontakt się z nimi powoli urywa (bo np. biegacze mogą godzinami rozmawiać o bieganiu i nigdy ich to nie nudzi), i postanawia, że pokaże tym wszystkim, że on też potrafi i co może się stać z takim Panem podczas biegu niejednokrotnie sami widzicie.
Możemy założyć też że Pani Y, chcąc pozbyć się zbędnego cellulitu lub też próbując wcisnąć się w ciuchy o dwa lub więcej rozmiarów mniejsze (bo jeszcze zeszłej wiosny taki rozmiar nosiła), popełnia ten sam błąd co Pan X.
Dlatego też uważam, że te dwa dystanse dla początkujących (ambitnych) biegaczy wcale nie są łatwe. Wydaje nam się, że co to jest przecież to tylko 5 km kiedyś biegałem więcej. Lecz gdy stajemy w szranki z innymi biegaczami i po starcie okazuje się, że wszyscy popędzili jak Struś Pędziwiatr, a my zostaliśmy jak ten Kojot na końcu, to nasza duma nie pozwala na to żeby nas ktoś wyprzedził. Jeszcze gorzej jest jeśli to będzie osoba, która z wyglądu czy też z racji wieku powinna być za nami. Niestety jednak rzeczywistość jest okrutna i jeszcze nie raz zostaniemy pokonani przez takie osoby, gdyż oni systematycznie ćwiczą, biegają i utrzymują swój organizm w ciągłej gotowości (tutaj pozdrawiam grupę The Veterans i innych zaprzyjaźnionych z nami weteranów ścieżek biegowych).
Przypominam sobie jak kiedyś będąc jeszcze w liceum Pan od WF zabrał mnie na międzyuczelniane zawody w biegu na 400m ( w ten dzień startowałem również na dystansach 100 i sztafecie 4x100m). Pytając się go jak mam biec powiedział tylko, że tak szybko jakbym biegł na 100m. Wtedy pomyślałem, że trochę go poniosło, bo nie da się tak szybko biec na takim dystansie (miałem wtedy małe doświadczenie w bieganiu), ale gdy wystartowaliśmy i będąc na 1 torze wszystkich widziałem przed sobą i oni naprawdę biegli tak jak na 100m, to pomyślałem, że chyba ma rację i oczywiście nie chciałem być ostatni (przybiegłem wtedy na 4 miejscu). Oczywiście po biegu prawie umierałem na bieżni, a przede mną jeszcze była sztafeta.
Podaję te przykłady specjalnie, gdyż najlepiej byłoby podejść do każdego dystansu zdroworozsądkowo, lecz nie zawsze się to nam udaje. Nasze ambicje, nasze otoczenie, chęć wygrania z tą czy inną osobą wielokrotnie biorą górę nad naszą świadomością, że czasem możemy sobie zrobić więcej krzywdy niż pożytku.
Niemniej jednak zachęcam wszystkich aktywnych do kontynuacji swoich pasji, a tych którzy przez wiele lat pozostawali w letargu do ruszenia swoich 4 – liter, lecz w granicach rozsądku. Organizm musimy przygotować do wysiłku, jaki by on nie był, to ten początkowy okres jest najważniejszy. Nie przyśpieszajmy go, nie zdołamy nadrobić wieloletnich zaległości w tydzień czy dwa. Ten czasokres musi trwać i bawmy się tym i bądźmy dumni z tego, że coś robimy dla siebie, a nie dla innych.
Reasumując hardkor czy lajcik – sami musimy sobie na to pytanie odpowiedzieć, lecz moim zdaniem najpierw powinien być lajcik ( w przygotowaniach), żeby później był hardkor (na zawodach).

Twój komentarz

Pola obowiązkowe *.