Search
Search Menu

LATO W PEŁNI! REGLE NA KANARACH :)

Kiedy inni biegali w zimnie, mierzyli się na treningach z deszczem, a nawet śniegiem, kiedy szykowali się do Orlen Warsaw Maraton pokonując niestrudzenie kolejne kilometry, Ania K i Ania M. uciekły na Wyspy Kanaryjskie wygrzewać się na słońcu. Wygrana wycieczka po VII Biegu dla Maćka, który corocznie odbywa się we Wrocławiu, ufundowana przez Rejsy Jachtem, pozwoliła reglowym dziewczynom na przygodę życia.

Tym razem spróbowałyśmy swoich sił na rejsie jachtem Mamma Mia.
To były nasze pierwsze doświadczenia na wodzie. Baaaaa! Nawet na oceanie! Rejs rozpoczął się w Las Palmas na Gran Canarii. Najpierw szkolenie przez kapitana Jurka, noc w koi pod pokładem, a potem już wiatr we włosach, oceaniczna bryza i ciekawość, czy dopadnie nas choroba morska. Kilka godzin rejsu, słońce i jesteśmy już w marinie Morro Jable na Fuerteventurze. Urokliwa miejscowość, palmy, kaktusy, piękne plaże, gwarne knajpki – wszystko robi na nas wrażenie. Wieczorna przebieżka i już pół miasteczka mamy zwiedzone. Kolejny dzień i znów ruszamy dalej. Nasz cel to port w Gran Tarajal. Płyniemy kilka godzin, opalamy się na pokładzie, leniuchujemy. Perfekcyjna Pani Domu nudzi się, więc rusza z misją kuchenną pod pokład. Na obiad będzie spaghetti. Jeśli myślicie, że to proste danie, to spróbujcie je przygotować, kiedy garnki jeżdżą tam i z powrotem zgodnie z kierunkiem fal. Czasem odjedzie garnek, czasem ucieknie widelec, to kubek się przewróci, to siła ciążenia miotnie Perfekcyjną gdzieś po kątach! Jest wesoło! Ania K. próbuje swoich sił przy sterze. Wow!!! Ale przechył! Szczęście, że nie wypadła za burtę!
W Gran Tarajal biegowo zwiedzamy okolicę. Oooo! Jaki Wiatrak! Ach! Jakie pnącza, kaktusy, ruiny, palmy. I podbiegi!!! Czujemy się jak u siebie w domu! Podoba nam się!
Następnego dnia płyniemy na kolejną wyspę – Lanzarote. Po drodze wypatrujemy delfinów i wielorybów. Towarzyszą nam niemal każdego dnia. Pluskają też psotne latające ryby.
W Playa Blanca znajduje się przepiękna marina Rubicon. Białe domki i hotele na tle wszechobecnej wulkanicznej lawy zapierają dech w piersiach. Biegamy tu o świcie i o zachodzie słońca nadmorskim bulwarem. Jest też kąpiel w lazurowej wodzie i zbieranie muszelek. Wyruszamy na samochodową wycieczkę po wyspie. Zwiedzamy najbardziej charakterystyczne miejsca: stolicę Arrecife, winnice, punkt widokowy Mirador del Rio. Największe wrażenie wywołuje jednak Park Narodowy Timanfaya powstały na terenach wulkanicznych. Księżycowy krajobraz to wynik erupcji w latach 1730-1736, kiedy to codziennie przez sześć lat lawa wypływała z około trzystu kraterów. Ostatni wybuch wulkanu miał miejsce w 1824 roku. Dziś wulkan jest nadal aktywny i kamienie znajdujące się kilka centymetrów pod ziemią mają ponad 100 °C, a na głębokości 10 metrów temperatura dochodzi do 600 °C. Pracownicy parku wywołali w nas dreszcz emocji, kiedy wrzucili do jamy w ziemi trochę suchych gałęzi, które niemal natychmiast się zapaliły! Wystraszyli nas wlewając wodę do szczeliny w ziemi. Woda błyskawicznie zagotowała się i wybuchła jak gejzer! Pełne emocji zakończyłyśmy dzień w El Golfo. Zachód słońca obserwowany z klifu, plaża z czarnym wulkanicznym piaskiem i lazurowe wody oceanu – warto było podziwiać takie cuda przyrody! Ale nam wciąż było mało! Ukoronowaniem wieczoru były papas arrugadas czyli pieczone solone ziemniaczki z pikantnymi kanaryjskimi sosami. Mniam! Do tego białe wino i wpadamy w kulinarną ekstazę!
Ale wszystko, co dobre niestety szybko się kończy. Po niemal całodobowym żeglowaniu trafiamy ponownie do Las Palmas. Dla Ani K. cały dzień i cała noc na wodzie to niezłe wyzwanie. Choroba morska jest wprawdzie opanowana, ale Ania woli profilaktycznie spać na pokładzie. Za to Perfekcyjna szaleje w kuchni realizując się jako kuchcik. Nawet czyta w kajucie, bo nigdy wcześniej nie słyszała, że czyn taki wywołuje gwałtowną chorobę morską. A skoro o tym nie słyszała, to na szczęście choroby morskiej ani widu, ani słychu.
W Las Palmas nasz ostatni dzień biegowo-żeglarskiej przygody spędzamy na zwiedzaniu. Biegamy w temperaturze 29 stopni po Starym Mieście dzielnicy Vegueta w poszukiwaniu Katedry Santa Anna, domu Columba i Teatru Guiniguada. Oglądamy stare place, kościoły, kamienice i niezwykły hotel Santa Catalina. Pyszny obiad jemy w wegańskiej knajpce. Apetyt nam dopisuje! Zajadamy makaron tagliatelle z warzywami, chłodzimy się wegańskim piwem, a potem jeszcze odwiedzamy plażę Las Canteras. Tam wygrzewamy się w słońcu, pływamy, delektujemy się chwilą. Nie chce nam się wracać! Oj nie chce! Chwilo trwaj!!!

Twój komentarz

Pola obowiązkowe *.