Weekend był zimny, ale emocje gorące! Dziś świeżutka relacja Karoliny z Poznania. Były harce! Oj były!
Generale melduję! Plan wykonany! Prawie! 😉
Tygodnie przygotowań do jednego z ważniejszych biegów w sezonie za mną. Setki przebiegniętych kilometrów, litry wylanego potu i wycieńczenie organizmu… A co tam! Niech brzmi dramatycznie! 😀
5 maja po raz trzeci stanęłam na starcie charytatywnego biegu Wings For Life w Poznaniu. Podobno byłam przygotowana fizycznie i mentalnie. Tylko dlaczego wszyscy zawsze w to wierzą poza mną? Tak już chyba zostanie.
Tradycyjnie już to nie tylko sam bieg, ale i wydarzenie towarzyskie. Wraz z paczką znajomych do Poznania wyruszyliśmy dzień wcześniej. Uzbierało się nas całkiem sporo. Jeszcze nie wyjechaliśmy z Jeleniej Góry, a już mieliśmy okazję do świętowania. Jedna z towarzyszek wyprawy obchodziła swoje imieniny! Jeszcze raz sto lat Monika Pawlak!
Pierwsze kroki po przyjeździe do Poznania skierowałyśmy do biura zawodów. Odstałyśmy swoje w kolejce do ścianki, żeby zrobić kilka fotek i pognałyśmy napełnić głodne brzuszki. Później bieganina po sklepach w poszukiwaniu dopalaczy na bieg i drobne zakupy na obiadek na następny dzień. Wieczorem dojechała reszta ekipy. I tak w ośmioosobowym składzie oddaliśmy się błogiemu lenistwu. Śmiechom nie było końca. Nic dziwnego. W takim składzie nigdy nie będzie smutno. Grzecznie około pierwszej w nocy położyliśmy się spać. 😉
Rano wspólne śniadanie, kawa, przygotowywanie obiadu i spacerki. Wpadła ekipa z Dräxlmaier. Ania Kuchnia zadbała o fryzury żeńskiej części brygady. Jest plan, żeby zatrudnić ją na stałe na tym stanowisku! 😀 Minuty do startu mijały szybko. Każdy z nas zaczynał się coraz bardziej stresować, chociaż na pierwszy rzut oka nie było tego widać. Jedni cały czas czegoś szukali. Jak nie kupionych dzień wcześniej żeli, to czapeczki. Ja zastanawiałam się czy biec z nerką, czy z plecakiem? Co zabrać? Jak się ubrać? Pogoda była wyjątkowo sprzyjająca. 11 stopni, słoneczko chowające się co chwilę za chmurami. Idealnie. Było jednak ryzyko, że tak jak rok temu, przyjdzie co niektórym po zakończonym biegu czekać chwilę na transport na teren Targów Poznańskich, a wtedy przydałoby się coś do okrycia. Po godzinie 12:00 byliśmy gotowi i ruszyliśmy na start.
Nie miałam dobrych przeczuć co do biegu. Chciałam przebiec 25km nim dogoni mnie meta. Żeby się to udało musiałam biec cały ten dystans w średnim tempie 5:07min/km. Wydawało mi się to być totalną abstrakcją. Czymś na tę chwilę nie do zrobienia. Pamiętam doskonale jak zmęczył mnie zeszłoroczny nocny półmaraton we Wrocławiu, a właśnie podobnym tempem miałam biec teraz i do tego przebiec o 4 km więcej. Cóż… Trzeba było spróbować.
Atmosfera na starcie jak zawsze niesamowita. Ruszyliśmy punktualnie o 13:00. Pierwszy kilometr odrobinę za szybko. Tłum niesie. Kolejne 4-5 km dużo za szybko. Jak mówi Perfekcyjna: wyrwałam jak głupi miś! 😉 Próbowałam zwolnić, bo wiedziałam, że długo tak nie pociągnę. Udało się jak już się trochę zmęczyłam! 😀 Cały dystans byłam właściwie pewna, że cały plan weźmie w łeb. Marzyłam tylko o tym, żeby przebiec chociaż dystans półmaratonu. Żeby nie było gorzej niż za pierwszym razem. Nie chciałam zawieść najbliższych i oczywiście Generała, który poświęca swój czas na układanie planów i analizowanie treningów. Co trening przybywa mu pewnie kilka siwych włosów, a jak jeszcze dojdą do tego te moje wyprawy i hasanie po górkach…
Co chwilę nerwowo zerkałam na zegarek. Tętno, tempo i ogólny czas biegu. Na 16 km wiedziałam, że jeśli nic nieplanowanego się nie wydarzy, to te 21 km mam w garści. Po ich przekroczeniu realne zrobiło się wyrównanie zeszłorocznego dystansu. Na 23 km byłam już pewna, że coś z tego biegu może być. I tak drepcząc krok za krokiem pokonywałam kolejne metry. Wiedziałam, że mam jeszcze kilka minut na to, żeby dobiec do 24 km. Każdy już co prawda odwracał się za siebie nerwowo i wypatrywał w oddali zbliżającego się autem Adama Małysza, ale nikt nie podnosił jeszcze wrzawy. Głośno zaczęło robić się tuż przed 24 km. Byłam już bardzo zmęczona, ale udało się! Mój wyścig skończył się na dystansie 24,26 km!!! Aż mi się łezka w oku zakręciła, taka byłam szczęśliwa.
I co z tego, że 24 a nie 25?! Na 25 przyjdzie jeszcze czas. Może za rok?! Tak wiem. Oficjalnie ogłosiłam koniec biegowej „kariery”, ale chyba wszyscy przyzwyczaili się już do tego, że za każdym razem tak mówię.
Dziękuję Wam wszystkim za słowa otuchy, wsparcie i każde miłe słowo. Aniu dziękuję za przepiękną fryzurę, doping i bluzę, w którą ubrałaś mnie po biegu. Dziękuję ekipo za cudowne 2 dni, które spędziłam z Wami w Poznaniu. Wielkie gratulacje dla Was! Fajnie wracać do domu ze świadomością, że udało się nam wszystkim! 🙂