Odpoczynek dla „górali”, czyli odjazd w depresję… Przed Wami relacja ze świątecznego brykania Reglowiczów w cieplejszych rejonach Europy.
Podbiegi, podbiegi, no może dzisiaj dla odmiany… podbiegi. No ile można tych podbiegów? Pierwsze starty za nami, udział w dyszkach i oczywiście w Orlen Warsaw Marathon, a tu ciągle słyszymy o podbiegach! Siła sama się nie zrobi, to wiemy, ale czasami trzeba zrejterować.
Plan był chytry, spakować się w dwie walizki, dorzucić dwa potężne bochenki chleba, kopę jaj, majonez i zwiać na niziny od wielkanocnego zamieszania. Wystartowaliśmy w nocy, aby nie drażnić sąsiadów i wyruszyliśmy tam, gdzie biega się zawsze za darmo, czyli po płaskim jak stół Lido di Jesolo i Cavallino Treporti.
Widoki jak zawsze malownicze: sztormowy Adriatyk, na horyzoncie Wenecja i Wenecka Laguna, a w oddali ośnieżone Dolomity. Na święta zaszyliśmy się bez zobowiązań na kempingu w pobliżu Ca’Savio i między plażowaniem i zwiedzaniem zaliczaliśmy przyjemne bieganie po depresji, ale bez depresji, bez znienawidzonych podbiegów. Wprawdzie trener kontrolował nasze hasanie, ale bezradny był wobec matki natury, która nas biegaczy sprowadzała na -2m poniżej poziomu morza. No… podbiegów nie było jak zaliczyć!
Co się za to udało zrobić? Paweł razem z Generałem bił rekordy w niewychodzeniu z basenu, Alutka w plażowaniu i zbieraniu muszelek, trener z rodziną w zwiedzaniu. Odpoczynek i reset pełną parą. Wszyscy zadowoleni, szczególnie, że na koniec pobytu przyjemne spotkanie z rodziną Molków, którzy również przybyli na majówkowy wypoczynek. Posmakowaliśmy włoskiej pizzy, słonecznych win i przepysznych lodów. Nabraliśmy chęci do życia. Jak to mawia Alutka, jak kiedyś zwieje z Jeleniej, to szukać trzeba jej w tamtym rejonie!
Na szczęście przy wyjeździe pogoda nie dopisała i ucieczka Ali została przełożona na chwilowe później. Zresztą, po drodze przez Austrię, dopadła nas śnieżyca i sprowadziła w nasze klimaty wcześniej niż chcieliśmy. Ale my tam jeszcze wrócimy!