W kwietniu Chyża Ania brała udział w Biegu Kobiet zawsze Pier(w)si we Wrocławiu, a ja dla odmiany uczestniczyłam w świdnickiej edycji tych zawodów. Impreza biegowa w kontekście profilaktyki nowotworowej to cel niewątpliwie słuszny, zatem dbajcie o swoje zdrowie dziewczyny!
Niedziela w Świdnicy była przede wszystkim piekielnie gorąca! Po odebraniu pakietu startowego i błogim leżakowaniu w cieniu drzew, trzeba było w końcu ruszyć na rozgrzewkę. Potruchtałam w zawrotnym tempie 7:00, tropiąc pułapki ukryte na trasie przez organizatorów: zakręty, mostki, podbiegi i kurz. Jeszcze kilka przebieżek i już wiedziałam wszystko. No dzięki!!! Żar lejący się z nieba, ciężkie nogi, na dziś mi już wystarczy tego biegania! Ale nagle wołają na start i mąż wpycha mnie na trasę. Ale że co??? Biegać mam???
No i lecę… Wdycham kurz po tych, co przede mną, człapię wzdłuż zalewu, potem ostry podbieg, chwilka pod drzewami w cieniu, a dalej znów w pełnym słońcu. Dłuuugi podbieg -(Co z tego, że łagodny? Gorąco mi!) Teraz po żwirowych alejkach – (Rany! Mogłam ubrać te drugie buty!) Mostek nad strumykiem (Cholera! Nie dość, że wąski, to jeszcze na zakręcie!) Ufff! Pierwsze okrążenie za mną. Jeszcze tylko raz i kończymy tę zabawę. Biegnę, biegnę, biegnę. Kilka dziewczyn wyprzedziłam. No! Myślałam, że będzie gorzej. Patataj, jeszcze trochę i będzie meta! Pić mi dajcie!
Przeżyłam. Sprawdził się mój patent czyli bieg w zamoczonej koszulce, nawet nieźle chłodziła przez pierwsze kilometry. Na dystansie 5,7 km uzyskałam czas 00:29:12. Na 421 pań uczestniczących w zawodach zajęłam chwalebne 26 miejsce i piąte w kategorii wiekowej. Okazało się, że ja – zimnokrwiste stworzenie mogę jednak biegać w tropikalnym piekle i trzymać w miarę przyzwoite tempo. Ale tak profilaktycznie poproszę na kolejne zawody temperaturę +5 stopni. W zupełności mi to wystarczy!