Search
Search Menu

PRASKI, ALE NIE W PRADZE

4F Półmaraton Praski – czyli jak pogoda zabija marzenia.

Miał to być weekend marzeń i spełnionych nadziei. Okazało się jednak, że na niektóre sprawy (szczególnie pogodę), nie mamy wpływu. Półmaraton Praski wybraliśmy ze względów logistycznych oraz ze względu na fakt, iż trasa jest dość płaska. Ponadto niektórzy z nas traktowali ten start jako przedsmak startu maratońskiego, a inni jako przetarcie. Wszyscy jednak mieliśmy swoje założenia, które chcieliśmy zrealizować w 100%. Jednakże nie przewidzieliśmy faktu, że pogoda, aż tak pokrzyżuje nam szyki!

Do Warszawy zawodnicy TS REGLE (Ala, Piotr oraz Aneta) przyjechali w piątek wieczorem, dokując się w skromnych apartamentach Generała. Wieczorna nasiadówka z omówieniem, nawadnianiem i regeneracją zakończyła się około północy. Następnego dnia rano odbył się zbiorowy wyjazd po pakiety oraz oddanie butów w sklepie i zakup nowiuśkich spodenek. O pakiecie nie będziemy się rozwijać, gdyż trochę ubogi w tym roku i szybko załatwiliśmy sprawę. Natomiast opisanie zakupu nowych spodenek zajęłoby nam za dużo miejsca, a więc też nie będziemy pisać. Każdy może sobie wyobrazić, jak wygląda takie przedsięwzięcie, gdy mężczyzna tylko donosi kolejny model, a kobieta w przebieralni się stroi i nie wie, w którym jej najlepiej. I tak zleciał poranek i zastało nas popołudnie i dylemat czy zjeść makaron czy pizzę – wybór padł na pizzę.

Po południu trochę odpoczynku i znów rozmowy, tym razem do towarzystwa dołączyli Barbara i Dobrosław prosto z Łodzi, którzy postanowili podopingować nam na trasie półmaratonu. Przy okazji biernego przygotowania do startu na kwaterach, następowała mała modyfikacja naszych założeń ze względu na pogodę. Już wtedy zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będzie łatwo. Dodatkowo Aneta wiecznie sprawdzała pogodę i pułap chmur, jakby miała zamiar wysoko latać.

Około 18:45 wyruszyliśmy leniwie w kierunku Stadionu Narodowego, mając wciąż nadzieję na zmianę, choć trochę, pogody. Po dotarciu, rozpierzchliśmy się nerwowo w swoich kierunkach, jedni, bo musieli, drudzy, bo szukali wsparcia. 30 minut przed startem rozgrzewka, choć w tych warunkach chyba trzeba byłoby to nazwać trochę inaczej, na przykład rozruch mięśni i około godziny 20:30 pierwsi wyruszyli na trasę półmaratonu. Generał w pierwszej strefie, Piotr w drugiej (tym razem nie zdecydował się tak jak w Łodzi, ustawić za Henrykiem), w następnej Aneta, a za nią Ala z Prezesem.

Założenie było jedno – na pierwszych 3 km pobiec w miarę wolno i sprawdzić, jak się w takich warunkach sprawi organizm. Następnie, wejść na swoje tempo docelowe, które utrzymać gdzieś do
15 km. Ostatnie kilometry przyśpieszać i może będzie życiówka. Już na 4 km uświadomiliśmy sobie, że trochę te plany trzeba zmodyfikować i tak Generał postanowił biec na tętno do 15 km w górnej granicy drugiego zakresu, a potem przyśpieszać. Piotr, tak jak zawsze, czyli dobrze, że włączył zegarek, ale jak odczytać poszczególne parametry??? Aneta – trochę kryzysu nie zaszkodzi, ale się nie dam. Natomiast Ala – dobrze, że kupiła sobie nowe spodenki i przed półmaratonem była u fryzjera, bo grunt to dobrze wyglądać.

Oczywiście wszyscy walczyli zaciekle do końca i po biegu byliśmy bardzo zadowoleni (no chyba, że ktoś mógł szybciej o 4 s). Ten półmaraton pokazał, że nie da się wygrać z naturą pomimo najszczerszych chęci i miesięcy przygotowań. Jednakże jesteśmy szczęśliwi, że daliśmy radę oraz z tego, że potrafimy się tym cieszyć. Ponadto znów mogliśmy się spotkać z Dobkiem i Barbarą.

Podsumowując, dodam, że „zwycięstwa nas uskrzydlają, a porażki budują” jednakże tego startu nie zaliczamy do porażki, bo czujemy się mocniejsi.
Pozdrawiamy wszystkich biegusów!

Nasze wyniki:
Generał – 1:29:00 – Open – 270, M40 – 76;
Paliniak – 1:29;35 – Open – 298, M50 – 10;
Aneta – 1:39;45 – mierzone miejsce open – 1000 i K40 – 16;
Ala M. – 1:51;03 – K40 – 67;
Prezes Pacemaker vel Zając – 1:51;05;
My tam jeszcze wrócimy i dokopiemy … tej pogodzie!

 

Twój komentarz

Pola obowiązkowe *.