Reglowa Bajkopisarka Karolina ma głos!
Uwaga! Uwaga!
Zostałam mianowana nadworną bajkopisarką TS Regle! Z tej okazji po raz kolejny przyszło mi w zaszczycić zanudzaniem Was moją relacją. Tym razem z XVI Memoriału Ryszarda Semczuka.
Niesiona na skrzydłach wiatru po niedawnym maratonie myślałam i kombinowałam, gdzie tu znowu wystartować? Najważniejsze w sezonie biegi już za mną, ale pusty kalendarz nie wygląda dobrze i wypadałoby czymś go zapełnić. Jak zwykle mogę liczyć na niezastąpionych znajomych, i tych z Regli, i tych spoza nich. Podsuwają mi różne pomysły, niekiedy bardzooo ciekawe. I tak za namową Sylwii i Józka wybór padł na Miłogostowice, bo blisko i miałabym towarzystwo. Szybko jednak plany trzeba było zweryfikować. Na szczęście TKKF Jelenia Góra akurat w sobotę organizowało Memoriał Ryszarda Semczuka. Lepiej być nie mogło, bo bieg przecież na mojej dzielnicy. Po pakiet mogę iść w kapciach. Wiedziałam, że Krystian też go nie odpuści. Decyzja zapadła.
Rano wstałam z nastawieniem: jak mi się nie chce!!! Ale to rutyna! Dodatkowo ta pogoda. Znacznie się ochłodziło. W sumie to niby lepiej niż miałoby grzać. Pół nocy padało i bardzo mocno wiało. Ale nie w takich warunkach się biegało! Na Memoriale to już chyba taka tradycja.
Jest to bardzo kameralny bieg ze świetną rodzinną atmosferą. Ze względu na niezbyt dużą frekwencję rok temu udało się nawet stanąć na pudle i zgarnąć puchar. Pierwszy puchar!
W drodze na zapisy już z daleka rzuciły mi się w oczy klubowe barwy. Byłam pewna, że to nasi. Nie wiedziałam tylko kto? Okazało się, że to Sylwia i Józek w asyście, jeszcze po cywilnemu, Christiano. Józek porzucił start pod Legnicą na rzecz naszego lokalnego biegu Ale mnie ich widok ucieszył! Uwielbiam biegać z moimi Reglowymi Wariatami. Zabawa i uśmiech wtedy gwarantowane. Załatwiłam formalności, poleciałam się przebrać i z powrotem do nich pognałam. Dotarł też zwarty i gotowy Krystian. Zaliczyliśmy wspólną rozgrzewkę i przy okazji pokazaliśmy debiutantom kawałek trasy.
Na starcie sporo twarzy znanych z biegowych ścieżek. Atmosfera jak zwykle świetna. Co chwilę ktoś rzucał jakiś dowcip. Startujemy! Bieg ten to właściwie bieg przełajowy po zielonych okolicach osiedla Orle. Część trasy po wąskich ścieżkach wzdłuż rzeki, część po wałach przeciwpowodziowych. Trasę pokonuje się dwukrotnie, w tę i z powrotem. Kilkukrotnie mija się więc na trasie innych biegaczy. Najgorszy jest jednak wiatr, który na wałach wieje nawet jak nie wieje, a dziś urywał głowy. I ten odcinek biegu po wale… nawet na treningach bardzo mi się dłuży.
Kolejność zawodników dość szybko się ustaliła. Krystian jak zwykle wydarł z nas pierwszy. Józek był tuż przede mną, ale szybko wyprzedził kilku zawodników. Sylwia była tuż za mną. Już na pierwszym kilometrze ustawiłam się za Wiesiem Dulem i tak człapałam sobie za nim. On, jak na dżentelmena przystało, był tarczą chroniącą mnie przed wiatrem i przyjmował na siebie wszystkie jego podmuchy.
Wiedziałam, że jestem pierwszą kobietą na trasie, więc jest lepiej niż rok temu. No i tak sobie biegliśmy te 10 kilometrów. Wzajemne oklaski zawodników, przybijanie „piątek”, słowa dopingu od tych i dla tych biegnących z naprzeciwka.
Na ostatnim zbiegu Wiesiu wyrwał do przodu. Od razu widać, że lata po górach. Cały czas się jednak oglądał za siebie i przed samą metą zwolnił, aby wspólnie ze mną ją przekroczyć. Ale mi było miło! Jeszcze raz dziękuję za te wspólne 10 km i ten przesympatyczny gest.
Na mecie oczywiście był już Christiano i Józek. Zaraz za mną wpadła Sylwia. I w takim oto pięknym stylu cała 4-osobowa ekipa TS regle rozbiła bank! Mi udało się utrzymać pozycję pierwszej kobiety, Sylwia zajęła III miejsce w kategorii open kobiet i I w kategorii wiekowej. Krystian był pierwszy, a Józek drugi wśród swoich rówieśników.
To bardzo cieszy, kiedy wszyscy razem wracamy z biegów z wyróżnieniami. Spełnieni i z uśmiechami na twarzach mogliśmy wrócić do domów żeby szykować się na wieczorne spotkanie z resztą reglowej bandy!
Uwielbiam Was!!!