Search
Search Menu

SEZON NA JESIENNE MARATONY OTWARTY!

Nasi maratończycy regenerują zbolałe mięśnie, a Perfekcyjna pisze kilka słów o swoim starcie. Poczytajcie!

Ufff! 40. PZU Maraton Warszawski już za mną!
Kilka miesięcy przygotowań, sporo przemierzonych kilometrów i obawa, czy jakaś kontuzja lub choroba nie zniweczą moich planów.

Wszystko poszło jednak po mojej myśli! Udało się poprawić życiówkę, mimo, że trasa w tym roku była nieco trudniejsza. Podbiegi mnie nie zmogły, wiatr nie spowolnił, a chłód sprzyjał dobremu samopoczuciu.

Nieważne, że stopa podejrzanie zaczęła pobolewać już na siódmym kilometrze – po drodze przeszło! Nieważne, że paznokieć obdarty – odrośnie! Nieważne, że trochę jeszcze bolą mięśnie – radość w sercu wciąż hula!

W głowie mam wiele obrazów z maratonu: kibice z napisem „Trzeba było wybrać szachy”, szalone orkiestry z dziką muzą, wesoła grupa z żyrafą w barwnej pelerynie i hasłem „Tęczowe kibicowanie”. Najbardziej jednak rozbawił mnie pan zagrzewający maratończyków do boju na 31 kilometrze. To był ostatni trudny podbieg na trasie. Wielu już szło. A ten zwariowany osobnik wrzeszczał z niezwykłym zaangażowaniem: Dlaczego idziecie?! Biegnijcie! Walczcie do końca! Nie poddawajcie się!!! Aż w końcu złapał sporą gałąź i wymachując nią groził, że tych, co idą będzie chłostał! Biegłam i śmiałam się w głos!

Opaska, którą założyłam na rękę miała zapisane międzyczasy i planowany wynik – 3:58:00. W ocenie moich możliwości pomyliłam się minimalnie. Na mecie zameldowałam się bowiem po 3 godzinach, 58 minutach i 3 sekundach! Jestem niesamowicie szczęśliwa i zmotywowana, by za rok znów urwać odrobinę. 3:57:00 brzmi chyba lepiej?

Dziękuję moim przyjaciołom za trzymanie kciuków, wsparcie i motywację przed biegiem. Szych Robert – dziękuję za doping, dodałeś mi sił na finiszu! Dziękuję wszystkim za gratulacje i miłe słowa po zawodach. Z Wami bieganie smakuje jeszcze lepiej!

Twój komentarz

Pola obowiązkowe *.