Szybki Joe złapał wiatr w żagle i poczuł w sobie moc! Startuje raz za razem i śle nam kolejną relację, tym razem z 18. Biegu Europejskiego w Bolesławcu.
Po męczącej Rzepakowej Dyszce czułem się świetnie i wiedziałem, że muszę natychmiast sprawdzić się na bardziej prostej trasie. Po powrocie: komputer, wertowanie i jest! Padło na Bolesławiec. Zapisy i przy okazji żona skorzystała, bo zapisała się na piątkę. Okazało się, że jak wyjedziemy wcześniej to także córa się załapie na bieg. A na miejscu wyszło, że i najmłodszy w rodzinie zaliczy swój debiut.
Bolesławiec przywitał nas przepiękną pogodą. Na początek do boju poszedł Staś. Bardziej uznał bieg jako zabawę, ale pierwsze 200 metrów zaliczone i pierwszy medal też! Oby tak dalej! Następnie przyszła kolej na córkę. Poszła jak strzała i wygrała swój bieg! Gratulacje!
Teraz kolej na Mamę. Pobiegła swoje i mam nadzieję, że się w końcu zbierze i napisze relację. I czas na mnie. Nastawienie bojowe. Cztery kółka i już wiem, że do dychy będzie brakować około 500 metrów, ale nic to. Chcę zobaczyć na co mnie stać.
Ruszyliśmy. Jak zwykle pierwszy kilometr za szybko, ale i tak tylko przez chwilę widziałem plecy klubowego kolegi Krystiana. Czułem, że noga podaje, jest dobrze. Biegnę w granicach życiówki. Trasa dość szybka, tylko pod koniec okrążenia podbieg, niby nieduży, ale jakoś dziwnie męczący. Na początku ostatniego kółka wiem, że gdyby trasa miała atest to byłaby życiówka. Wiem, że jest moc i trzeba to wykorzystać na nocnym półmaratonie. Trochę zwalniam i z czasem 00:43:22 kończę bieg.
Rodzinne bieganie zakończone zostało w pobliskiej knajpie na dość sutym obiedzie i kąpieli najmłodszego w fontannie. Na koniec małe zastrzeżenie do organizatorów: przy takich imprezach wydaje mi się, że pomiar czasu musi być elektroniczny.