Chodź pobiegać – mówili…
Będzie fajnie – zachęcali…
Potruchtamy – kusili…
A było jak zwykle!!!
Najpierw spotkaliśmy się z ekipą u Ani i Krzysia w Rybnicy. I Generał dostał prezencik… A ja nie! Potem lód na podwórku taki, że prawie szpagat zrobiłam! Mieli truchtać, a pomknęli z góry jak szaleni! Dalej było milion kilometrów pod górę! Wicher wiał taki, że mi mózg zamarzł! Nie dość, że wiatr w pysk, to jeszcze pod nogami lód, śnieg i ślizgawica! Góry, chaszcze i wądoły!
Nikt na mnie nie poczekał! Lecieli jak opętani, aż mnie zgubili i błąkałam się po metropolii Stara Kamienica sama samiuteńka! Dopiero Prezes zorientował się, że mnie brakuje i zawrócił po zbłąkaną owieczkę! A Krzyś w zemście krążył i kręcił pętelki, by następnie wyprowadzić nas w pole, w bagna i zarośla! I wtedy moje wkurzenie sięgnęło zenitu i pobiegłam swoją wygodną, asfaltową dróżką!
Spotkaliśmy się ponownie na słynnej rybnickiej góreczce i potem już razem truchtaliśmy do domu. A tam odbył się ostateczny akt okrucieństwa! Bo Reglowicze dali kotu do pożarcia puszysty pompon mojej nowiutkiej czapeczki! Przyjaciele, do licha!!!!
To pisałam ja – Perfekcyjna… Bo wiecie bieganie, pasja, Regle, przyjaźń – to jest to!!! 🙂