Tak jak w niedzielę na obiad ma być rosół i schabowy, tak też dziś tradycyjnie musiało być długie wybieganie. Dla każdego znaczy to coś innego. Jedni biegali dwanaście kilometrów, inni piętnaście, a Generał karnie zaliczył dwadzieścia. Pogadaliśmy, przedzieraliśmy się leśnymi ścieżynkami w stronę Świnoujścia, mijając błotniste koleiny i tropiąc ślady zwierząt na śniegu. Wracaliśmy lekko oszołomieni świeżym, czystym, nadmorskim powietrzem. Zaczyna nam brakować swojskiego smogu i spalin!
Zaraz po bieganiu ruszyliśmy na międzyzdrojską plażę zażywać regeneracyjnej kąpieli w lodowatym Bałtyku.