Jesiennego biegania ciąg dalszy… Tym razem ruszyliśmy w dziwiszowskie zarośla. Były leśne pętelki, nurzanie się w błocie i chlapanie pośród mokradeł. W butach mokro, w duszach radośnie! Zegarek Perfekcyjnej ogłosił bunt i złapał sygnał dopiero gdzieś w połowie dystansu, Mako dokręcał, każdemu więc wyszło coś innego. Pokonaliśmy regeneracyjnie około dwunastu kilometrów, jest radocha i już nie możemy doczekać się naszych zimowych wycieczek w góry!