Czujecie czasem taki wewnętrzny głos? Taki pierwotny zew, który wzywa was w świat? Bo Karola i Perfekcyjna ostatnio tak mają co weekend! Przychodzi niedziela i one słyszą jak wzywają je góry! Im więcej śniegu, im więcej wiatru, tym głos staje się bardziej donośny!
No i lezą te nasze reglowe dziewczyny na totalną poniewierkę. Po co biegać w piętnastu stopniach i ciepłych powiewach zefirka? Po co wygrzewać się w promieniach słońca? Przecież lepiej gramolić się Czarnym Kotłem Jagniątkowskim stromo pod górę, w śniegu i w wichurze! A potem fajnie jest przebijać się po skamieniałym śniegu na Czarną Przełęcz z myślami w głowie, czy aby przypadkiem nie podcinamy lawiny?
Wspaniale jest nurzać się w śniegu tam, gdzie docierają już tylko narciarze. Brodzić w mokrym białym paskudztwie po kolana, walcząc o każdy krok, wydzierając każdy metr, by zbliżyć się do schroniska. Cudnie jest pić gorącą herbatę w Martinovej Boudzie i pogryzać czekoladę z pomarańczą.
A jeszcze fajniej jest wyjść z ciepełka z nadzieją, że teraz już będzie tylko łatwiej i odkryć po kilkuset metrach, że czeka nas niezła wspinaczka, tarzanie się na kolanach i losowanie, kto dalej będzie torował drogę. Szlak początkowo wytyczała Karola – wiadomo najmłodsza i najsilniejsza, niech idzie! Potem przyszła kolej na Perfekcyjną – sapała, ale przecierała ścieżkę: tylko do tych drzewek… tylko do tamtej choinki… tylko do tego patyczka… A Sławek – pomysłodawca tej zabójczej trasy – maszerował po śladach dziewczyn twierdząc, że jest najcięższy, najbardziej się zapada i jego misją jest iść na końcu!
Zatoczyliśmy niezłą pętelkę! 17 kilometrów i ponad 900 metrów przewyższeń. Wicher szalał, serca rosły, buty mokły. Rozważaliśmy powrót zjazdem na folii NRC. Rozważaliśmy śmierć w lawinie, oczekiwanie na roztopy i odszukanie naszych zwłok przez psy tropiące. Rozważaliśmy telefon do GOPR-u z prośbą o podwózkę, bo nam zmarzły uszka. Powróciliśmy jednak metodą tradycyjną, powłócząc nogami i z przystankiem na Orlenie. Energetyczne napoje z procentami postawiły nas na nogi. I znów wysilamy słuch, by posłyszeć, dokąd kolejnym razem wezwie nas wewnętrzny głos?